czwartek, 25 listopada 2010

Wiele hałasu o... jeża

Nagle w kwadrans po odejściu księcia Agłaja zbiegła z góry na taras, i to z takim pośpiechem, że nawet oczu nie otarła, a miała oczy zapłakane; zbiegła zaś dlatego, że przyszedł Kola i przyniósł jeża. Wszystkie panny zaczęły się przyglądać jeżowi; na ich pytania Kola objaśnił, że to nie jego jeż i że jest właśnie teraz z kolegą, gimnazjalistą, Kostią Lebiediewem, który został na ulicy i wstydzi się wejść, bo niesie siekierę, że jeża i siekierę kupili dopiero co od spotkanego chłopa. Jeża chłop sam chciał sprzedać i wziął za niego pięćdziesiąt kopiejek, a siekierkę odstąpił im przy okazji za ich namową, bo uznali, że siekiera się przyda i że jest wyjątkowo dobra. W tym momencie Agłaja zaczęła strasznie namawiać Kolę, żeby jej zaraz odprzedał jeża; niemal ze skóry wyłaziła, nawet nazwała Kolę „miłym”. Kola długo się nie zgadzał, ale wreszcie nie wytrzymał i zawołał Kostię Lebiediewa, który rzeczywiście wszedł z siekierą i bardzo się zawstydził. Nagle jednak okazało się, że jeż wcale nie jest ich, tylko jakiegoś trzeciego chłopca, Pietrowa, który dał im obydwóm pieniędzy, żeby mu kupili od jakiegoś czwartego chłopca Historię Schlossera, którą tamten potrzebując pieniędzy, chciał sprzedać na dogodnych warunkach; że poszli kupować Historię Schlossera, ale nie wytrzymali i kupili jeża, wobec czego zarówno jeż, jak i siekiera stanowią własność tego trzeciego chłopca, któremu teraz to niosą zamiast Historii Schlossera. Ale Agłaja tak nalegała, że w końcu ustąpili i sprzedali jeża. Gdy tylko Agłaja otrzymała jeża, natychmiast ułożyła go, przy pomocy Koli, w plecionym koszyku, przykryła serwetką i zaczęła prosić Kolę, żeby od razu, nigdzie nie wstępując po drodze, odniósł jeża księciu i ofiarował w jej imieniu „w dowód najgłębszego szacunku”. Kola z radością przystał na to i dał słowo, że odniesie, ale niezwłocznie jął wypytywać: „Co oznacza jeż i podobny prezent?” Agłaja odpowiedziała mu, że to nie jego rzecz.
(...)
W tej samej chwili weszła Agłaja, spokojna i poważna, ceremonialnie ukłoniła się księciu i uroczyście zajęła najbardziej widoczne miejsce przy okrągłym stole. Pytająco spojrzała na księcia. Wszyscy zrozumieli, że położony będzie kres wszelkim wątpliwościom.
- Czy pan dostał mojego jeża ? - zapytała ostro i niemal z gniewem.
- Dostałem - odpowiedział książę, czerwieniąc się i drętwiejąc z przejęcia.
- Proszę natychmiast powiedzieć, co pan o tym myśli? To jest konieczne dla spokoju matki i całej naszej rodziny.
- Słuchaj, Agłaja...-zaniepokoił się nagle generał.
- To... to przechodzi wszelkie granice! - przestraszyła się nagle czegoś Lizawieta Prokofiewna.
- Żadnych wszelkich granic tu nie ma, proszę maman - surowo i niezwłocznie odparła córka. - Dzisiaj posłałam księciu jeża i chcę wiedzieć, co o tym sądzi. No więc, książę?
- To znaczy o czym, Agłajo Iwanowno?
- O jeżu.
- No cóż... sądzę, Agłajo Iwanowno, że pani chce się dowiedzieć, jak przyjąłem... jeża... albo, ściślej mówiąc, jak się zapatruję... na tę przesyłkę... czyli na jeża, to jest... w takim razie uważam, że... słowem...
Zaciął się i umilkł.
- No, niedużo pan powiedział - poczekała jakieś pięć sekund Agłaja. - Dobrze, zgadzam się zostawić jeża; ale cieszę się, że mogę wreszcie wyjaśnić wszystkie nagromadzone wątpliwości. Pozwoli pan, że zwrócę się wprost do pana z zapytaniem: czy pan się stara o mnie, czy nie?
- O Boże! - wyrwało się z piersi Lizawiety Prokofiewny. Książę drgnął i odsunął się; Iwan Fiodorowicz osłupiał; siostry się zachmurzyły.
- Niech pan nie zmyśla, niech pan mówi prawdę. Z powodu pana prześladują mnie tu dziwnymi indagacjami; czy te indagacje mają jakąś podstawę? No, proszę!
- Nie starałem się o panią, Agłajo Iwanowno - powiedział książę, nagle się ożywiając - ale... sama pani wie, jak panią kocham i wierzę w panią... nawet teraz...
- Pytałam pana: prosi pan o moją rękę czy nie?
- Proszę - odrzekł z zamierającym sercem książę.


Tytuł: Idiota (Идиот)
Autor: Fiodor Dostojewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz