sobota, 1 stycznia 2011

Rękopisy nie płoną?

(…) do różnych przejawów obsesyjnej nerwicy, którymi odznaczał się czy też odznacza mój stan po powrocie z więzienia, należy jeden, znany każdemu dysydentowi – strach o rękopis. Dopóki tekst, w który się jakoś zaangażował albo na którym mu zależy nie jest gdzieś w bezpiecznym miejscu albo rozproszony wśród ludzi w kilku kopiach, człowiek żyje w ciągłym napięciu i niepewności, przy czym z upływem lat nie przyzwyczaja się, o dziwo, do nieustannego zagrożenia rękopisu, wręcz przeciwnie – jego strach przeradza się w prawdziwie chorobliwą obsesję. I jeśli początkowo bał się jedynie rewizji domowej czy osobistej i rozpoczęty rękopis codziennie nad ranem, zanim zaczynają się domowe rewizje, ukrywał gdzieś u sąsiadów, to z czasem jego strach staje się o wiele szerszy i ogólniejszy: boi się, że go jutro zamkną, że umrze albo zachoruje, że po prostu stanie się coś nieokreślonego (im bardziej nieokreślone jest spodziewane zagrożenie, tym bardziej zaawansowane jest stadium tej choroby), co uniemożliwi dziełu ujrzenie światła dziennego. A kiedy praca zbliża się do końca, napięcie – rzecz jasna – rośnie: obawia się pan, że ktoś panu podłoży nogę tuż przed metą. Jakże się człowiek przy tym cieszy na myśl o chwili, gdy nie będzie miał niczego rozpoczętego! Więzienie jeszcze bardziej pogłębia tego rodzaju lęki. (…) Kiedy sztuka jest gotowa i bezpieczna, niech sobie ze mną robią, co chcą: jestem szczęśliwy i mam poczucie, że jeszcze raz zwyciężyłem świat. Dopóki leży rozłożona na mym biurku w mało czytelnym rękopiśmiennym oryginale, drżę ze strachu – nie tylko o tę sztukę, ale i o siebie samego, to znaczy ten kawałek mojej tożsamości, który poprzez pozbawienie mnie rękopisu byłby mi bezpowrotnie wyrwany.


Tytuł: Zaoczne przesłuchanie (Dálkový výslech)
Autor: Václav Havel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz