poniedziałek, 24 stycznia 2011

Żart


Tydzień później Králíček był martwy jak ów karp na zdjęciu. Wieść gminna niosła, że został przyłapany na szmuglowaniu żywności. I to też było zabawne, na swój sposób – jak rozpruwanie żył nożyczkami do paznokci.


Tytuł: Widzialny świat (The Visible World)
Autor: Mark Slouka

Wypełnianie luk

Ktoś powiedział kiedyś, że kres życia jest jak kropka na końcu zdania i śmierci nie obchodzi, czy historia została dopowiedziana do końca. To zadani dla nas, żyjących: stworzyć wzór, gdzie nie ma nic, wyłowić z topieli także ludzi zupełnie nam obcych. Jesteśmy żebrakami i musimy łatać ten świat najlepiej jak umiemy.


Tytuł: Widzialny świat (The Visible World)
Autor: Mark Slouka


  

niedziela, 9 stycznia 2011

Śmierć na fasolowym polu

To on opowiedział mi o Pitagorasie. Miałem wówczas siedem lat. Wyjaśnił mi, że Pitagoras nie tylko doskonale radził sobie z trójkątami, czego pewnego dnia będę się musiał nauczyć, ale także wierzył, że istotą wszystkich rzeczy i zjawisk jest liczba, że nasze dusze migrują niczym ziarnojady, od wcielenia do wcielenia, aż uwolnią się od cyklu narodzin, i że jedzenie fasoli jest w istocie kanibalizmem. Powiedział mi, że to ostatnie przekonanie wzięło się stąd, iż przekrój ziarna fasoli bardzo przypominał – i nadal przypomina – ludzki embrion. (…) I dlatego, kontynuował, ponieważ ludzie muszą postępować zgodnie ze swoimi przekonaniami i w obliczy tragedii muszą się rzucać niczym ślepcy pod koła historii, Pitagoras posłuchał głosu sumienia i zakazał jedzenia fasoli. Stąd też przez kilka lat pośród pitagorejczyków w Krotonie, i zapewne nigdzie indziej, fasola cieszyła się szacunkiem, na jaki niewątpliwie zasługiwała.

Poruszające, prawda? Ale nie, historia nie umie się powstrzymać i musi zrobić jeszcze jeden krok, musi nadąć się jak paw – jeśli się podpisuje, to tylko z zakrętasem. I tak, gdy pewnego pochmurnego popołudnia, po koniec piątego wieku przed narodzinami naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, uciekający z Wielkiej Grecji przed rozwydrzoną tłuszczą Pitagoras dotarł do skraju ogromnego, śpiącego spokojnie pod posępnym niebem pola fasoli, nie wtargnął do tej delikatnej wylęgarni dusz, ale stanął – i tam też został zatłuczony pałkami.

Smutna historia? Bynajmniej, powiedział ojciec. To historia o odwadze przekonań, poświęceniu, miłości. Pitagoras był bohaterem. Ojciec pociągnął łyk z kieliszka. W sam raz na nasze czasy.




Tytuł: Widzialny świat (The Visible World)
Autor: Mark Slouka

sobota, 8 stycznia 2011

Cyrano de Bergerac

„Jaki mężczyzna pisze listy miłosne dla innych mężczyzn?” - zapytała. „Biedy” - odparł ojciec.


Tytuł: Widzialny świat (The Visible World)
Autor: Mark Slouka

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Dlaczego Polacy są poważni a Czesi śmieją się z siebie

Czyż nie jest charakterystyczne, że pełne goryczy wydarzenia historyczne, które dane nam jest przeżywać i które staramy się wytrzymać, nawet za cenę niezrozumiałych gdzie indziej ofiar, organicznie łączą się z naszą tradycyjną ironią, z poczuciem absurdu albo tak zwanym czystym czy też przeciwnie – czarnym humorem? Czy te dwie sprawy nie należą jakoś zasadniczo do siebie? Czy nie warunkują się wzajemnie? Przecież nie podołalibyśmy może nawet tym historycznym zadaniom i nie bylibyśmy zdolni do złożenia ofiar, których się od nas wymaga, gdybyśmy nie mieli ciągłego dystansu do nich i do nas samych. Jedno nie tylko więc nie wyklucza ani nie dementuje drugiego, ale przeciwnie – jakby je umożliwia. Cudzoziemcy dziwią się zawsze, że gotowi jesteśmy podejmować się tak ciężkich prób, a zarazem dziwią się także, co właściwie tak nam wciąż śmieszy. Trudno im wytłumaczyć, że bez tego śmiechu nie moglibyśmy po prostu robić tych poważnych rzeczy. Gdyby bowiem człowiek stopniował dramatyczną powagę swego oblicza w zależności od wzrastającej powagi sytuacji, której ma stawić czoło, bardzo szybko musiałby skamienieć we własny posąg – a posągowi trudno byłoby napisać jakiś nowy historyczny manifest, albo w ogóle sprostać jakiemukolwiek historycznemu zadaniu! Jeżeli człowiek (…) nie ma się rozpuścić w swej powadze, stając się dla wszystkich śmieszny, musi mieć – choćby dokonywał rzeczy najważniejszych, a nawet im ważniejsza rzecz, to tym bardziej – zdrową świadomość własnej ludzkiej śmieszności i marności. Jeżeli ją utraci, jego postępowanie też utraci – paradoksalnie – swoje znaczenie. Prawdziwej wagi nabiera ludzki czyn przede wszystkim wtedy, gdy wyrasta z gruntu wyraźnej świadomości doczesności i przemijalności wszystkiego co ludzkie; jedynie ta świadomość może napełniać go ewentualną wielkością. Zarys prawdziwego sensu można dostrzec wyłącznie z dna absurdu.




Tytuł: Zaoczne przesłuchanie (Dálkový výslech)
Autor: Václav Havel

"Różowe" lata siedemdziesiąte

John Lennon w jednym z wywiadów powiedział, że lata siedemdziesiąte były gówno warte. I rzeczywiście: kiedy dziś na nie patrzymy – myślę w skali ogólnoświatowej – wydają nam się, w porównaniu z barwnymi, bogatymi i produktywnymi latami sześćdziesiątymi, jakieś bezsensowne, jakby pozbawione stylu, atmosfery, wyrazistszych ruchów duchowych i kulturalnych, mdłe, nudne i ponure. W moim przekonaniu symbolizuje je z jednej strony osoba Breżniewa i jego zatęchłego panowania, z drugiej strony dwuznaczna postać prezydenta Nixona, z jego przedziwną wietnamską wojną i jej przedziwnym zakończeniem, i z jego absurdalna aferą Watergate. Tym bardziej ponure były te lata w Czechosłowacji. Po wielkim zrywie społecznym sześćdziesiątego ósmego roku, interwencji radzieckiej i jej dramatycznym finale – Dubčeka zastąpił Husák i wkrótce nastał długi okres martwej ciszy. Odnowiony, stary garnitur władzy szybko się uformował i przeprowadził te wszystkie czystki, zakazy i likwidacje; wyczerpane społeczeństwo prędko przyzwyczaiło się do tego, że wszystko, co raz na zawsze uznano za niemożliwe, znów jest możliwe, a sto razy demaskowana i ośmieszana głupota może znowu panować; ludzie zamknęli się w sobie i przestali zajmować się sprawami ogółu. Rozpoczęła się era pełnej rezygnacji, apatii i powszechnej demoralizacji, era szarej, totalitarno-konsumpcyjnej codzienności. Społeczeństwo było zatomizowane, drobne ogniska oporu zostały zniszczone; zawiedzione i zmęczone społeczeństwo udawało, że o nich nie wie, niezależne myślenie i twórczość schroniły się głęboko do okopów prywatności.




Tytuł: Zaoczne przesłuchanie (Dálkový výslech)
Autor: Václav Havel

Samobójcy są smutnymi stróżami sensu życia

Któż nie rozmyślałby o samobójstwie! Oczywiście, wielokrotnie o nim rozmyślałem i wciąż właściwie rozmyślam – ale w takim tylko stopniu, w jakim rozmyśla o nim chyba każdy myślący człowiek. Na przykład jako o linie, która nieustannie nade mną wisi i której się mogę uchwycić kiedy tylko nie będę już mógł iść dalej. Uchwycę się jej wszakże tylko raz, będzie to uchwyt naprawdę ostatni i ostateczny, który definitywnie pozbawi mnie wprawdzie wszystkich życiowych utrapień – ale zawsze także całej radości życia. (…) chcę spróbować żyć, na przekór wszystkiemu. Co mi zresztą – paradoksalnie, umożliwia właśnie możliwość samobójstwa: świadomość, że człowiek zawsze ma do niego okazję, daje mu właśnie siłę do tego, by nigdy nie próbować. A może życie jest takim ciągłym odkładaniem samobójstwa na później? Naprawdę bardzo trudno powiedzieć, czemu właściwie powinien człowiek żyć! Oczywiście: nie daliśmy sobie życia sami, nie mamy więc prawa go sobie odbierać. Ale cóż począć, gdy ktoś na to czasem odpowie, że on Boga o życie nie prosił? Co zrobić, kiedy powie, że jest mu obojętne, kto mu dał życie, skoro musi je przeżywać on, a nie ten, kto mu je dał? Albo gdy ktoś stwierdzi, że kiedy Pan Bóg dawał mu życie, zapomniał dodać mu jeszcze naturę, która by takie życie uniosła. (…) Tak czy owak, nigdy nie byłem zdolny do tego, by samobójców potępiać; skłonny jestem raczej ich szanować. Nie tylko z racji niewątpliwej odwagi, jakiej do popełnienia samobójstwa potrzeba, ale i dlatego, że samobójcy – w pewnym sensie – bardzo wysoko cenią sobie życie; wydaje im się, że jest ono zbyt cenne, by mogło być pozbawione wartości przez to, że będzie przeżywane zbytecznie, pusto, bez sensu, bez miłości, bez nadziei. Czasem sobie myślę, czy samobójcy nie są właściwie jakimiś smutnymi stróżami sensu życia.




Tytuł: Zaoczne przesłuchanie (Dálkový výslech)
Autor: Václav Havel

Kiedy społeczeństwo się nudzi...

Grafomania (chorobliwa potrzeba pisania książek) staje się zawsze masową epidemią, jeśli rozwój społeczeństwa spełni trzy podstawowe warunki:
1) wysoki stopień upowszechnienia dobrobytu, który umożliwia ludziom zajmowanie się czynnościami bezużytecznymi;
2) wysoki stopień atomizacji życia społecznego i płynące z niego powszechne osamotnienie jednostek;
3) radykalny brak wielkich przemian społecznych w życiu narodu; (z tego punktu widzenia wydaje mi się znaczące, że we Francji, gdzie praktycznie nic się nie dzieje, procent pisarzy jest dwadzieścia razy wyższy niż w Izraelu).

Tytuł: Księga śmiechu i zapomnienia (Kniha smíchu a zapomnění)
Autor: Milan Kundera 

sobota, 1 stycznia 2011

Rękopisy nie płoną?

(…) do różnych przejawów obsesyjnej nerwicy, którymi odznaczał się czy też odznacza mój stan po powrocie z więzienia, należy jeden, znany każdemu dysydentowi – strach o rękopis. Dopóki tekst, w który się jakoś zaangażował albo na którym mu zależy nie jest gdzieś w bezpiecznym miejscu albo rozproszony wśród ludzi w kilku kopiach, człowiek żyje w ciągłym napięciu i niepewności, przy czym z upływem lat nie przyzwyczaja się, o dziwo, do nieustannego zagrożenia rękopisu, wręcz przeciwnie – jego strach przeradza się w prawdziwie chorobliwą obsesję. I jeśli początkowo bał się jedynie rewizji domowej czy osobistej i rozpoczęty rękopis codziennie nad ranem, zanim zaczynają się domowe rewizje, ukrywał gdzieś u sąsiadów, to z czasem jego strach staje się o wiele szerszy i ogólniejszy: boi się, że go jutro zamkną, że umrze albo zachoruje, że po prostu stanie się coś nieokreślonego (im bardziej nieokreślone jest spodziewane zagrożenie, tym bardziej zaawansowane jest stadium tej choroby), co uniemożliwi dziełu ujrzenie światła dziennego. A kiedy praca zbliża się do końca, napięcie – rzecz jasna – rośnie: obawia się pan, że ktoś panu podłoży nogę tuż przed metą. Jakże się człowiek przy tym cieszy na myśl o chwili, gdy nie będzie miał niczego rozpoczętego! Więzienie jeszcze bardziej pogłębia tego rodzaju lęki. (…) Kiedy sztuka jest gotowa i bezpieczna, niech sobie ze mną robią, co chcą: jestem szczęśliwy i mam poczucie, że jeszcze raz zwyciężyłem świat. Dopóki leży rozłożona na mym biurku w mało czytelnym rękopiśmiennym oryginale, drżę ze strachu – nie tylko o tę sztukę, ale i o siebie samego, to znaczy ten kawałek mojej tożsamości, który poprzez pozbawienie mnie rękopisu byłby mi bezpowrotnie wyrwany.


Tytuł: Zaoczne przesłuchanie (Dálkový výslech)
Autor: Václav Havel