Nie wiadomo, gdzie papier toaletowy kupiła kobieta, której
zdjęcie w maju 1981 roku zrobił Chris Niedenthal. Jest młoda, zatroskana i
ścięta na krótko. Przed chwilą dowiedziała się, że papież Jan Paweł II ledwo
uszedł z życiem po zamachu. Tak jak stała, klęknęła na chodniku przed Kościołem
w Wadowicach. W rękach trzyma korale z papieru toaletowego.
Hanna Szczubełek mówi w rozmowie z Piotrem Lipińskim:
„Nazywało się to różańcem. Wieszało się na szyi dziesięć rolek”.
W PRL-u nie raziło zetknięcie metafizyki z klozetem.
Papier w komunizmie to być może towar najbardziej
ambiwalentny, rozpięty między wyżyną twórczości artystycznej i dysydenckiej, a
niziną klozetu. Czy dla obywatela może być coś bardziej upokarzającego niż
świadomość, że ktoś ma władzę nad tym, czym podetrze sobie tyłek?
To między innymi z upokorzenia wywołanego kontrolowaniem
toalet obywateli wziął się ruch oporu, którego podstawą funkcjonowania był
właśnie papier. Już nie toaletowy, ale ten do produkowania bibuły i podziemnych
pism.
- Po tamtych czasach do dzisiaj pozostał mi ogromny szacunek
do papieru. Wcale nie dlatego, że jego marnotrawstwo niszczy lasy równikowe.
Dlatego, że bez niego niemożliwe są twórczość i rozwój ludzkości. Całe życie
miałem głębokie przeświadczenie, że papier to podstawa naszej cywilizacji –
mówi Marek, kolega Witka.
Paradoks polega na tym, że kiedy cywilizacja papieru może się
wreszcie spokojnie rozwijać, bo mamy go w bród, zbliża się właśnie do swojego
kresu. Nie ma dziś cenzury, jest za to Ministerstwo Cyfryzacji. Rządzi już nie
ten, kto ma papier, ale ten, o kim mówi Internet.
Ale właściwie dlaczego w PRL-u nie było papieru? Według
Leopolda Tyrmanda komunizm nie dbał o jego dostępność, bo od wydalania
obywateli ważniejsza była walka o światowy pokój. Co to za system, w którym
ktoś odgórnie ustala, że obywatel zużywa siedem rolek rocznie? To system,
którym – jak w Cywilizacji komunizmu pisze Tyrmand – rządzi zasada
ważności, a nie potrzeby. Jeżeli chodzi o ważność, papier przegrywał nie tylko
z walką o pokój, ale też z innymi priorytetowymi dla państwa sprawami. W latach
osiemdziesiątych w oficjalnej prasie debatowano o reformowaniu reformy
gospodarczej, która okazała się odporna na reformy, a także o groźbie bomby
atomowej i o tym, ile pszenicy zdołano zebrać z hektara. Papier nie zasłużył na
miano tematu w wieczornym Dzienniku.
Dla systemu ważny nie był, ale dla obywatelki Rzeczpospolitej
Ludowej i owszem. Polacy marzyli o nim przez cały okres komunizmu. Można
zapytać: Co to za mali ludzie, którzy śnią o papierze toaletowym? Zamiast
rozmyślać o ideałach, stoją w kolejkach po szare girlandy, którymi następnie
oszczędnie podcierają sobie tyłki.
- A może waśnie o to chodziło, żeby przez całe życie rozmyślać,
jak tu się podetrzeć, zamiast kombinować, jak obalić system? - zastanawia się
nasz znajomy doradca do spraw pupy.
Ludowa władza co jakiś czas uspokajała tyłki obywateli,
kreśląc przed nimi wizję świetlanej, papierem płynącej przyszłości. Po koniec lat
osiemdziesiątych obiecuje na łamach prasy: już za kilka lat, w 1990 roku,
zostanie otwarta fabryka papieru toaletowego w Kwidzynie. Planowana roczna
produkcja to 120 milionów zwojów. To rozwiąże na stałe problem braków na rynku.
Wizja świetlanej przyszłości nigdy nie została zrealizowana.
A marzenia obywateli o papierze toaletowym skończyły się z dnia na dzień.
Dlaczego? Bo nagle zostały spełnione przez nowy system. Wraz z kapitalizmem
pojawiły się tony papieru o różnych zapachach i kolorach. Jarosław Wałęsa, syn
człowieka, który podniósł rękę na stary system, pachnący i mięciutki papier
uważa za jedną z najważniejszych zdobyczy 1989 roku: „Proszę sobie przypomnieć
te zwoje zwycięstwa – wystane, wyczekane, zdobyte korale z papieru toaletowego!
Tak naprawdę to by papier ścierny! Teraz, proszę bardzo! Miękki, porcjowany, z
nadrukiem i bez. Miętowy, rumiankowy, poziomkowy. Różowy czy niebieski? Do
wyboru, do koloru”.
Babcia klozetowa twierdzi, że od tego luksusu pomieszało się
ludziom w głowach:
- Papieru zrobiło się pod dostatkiem, ale ludzie nie umieją
się kulturalnie zachować. Rolki walają się po całej podłodze, muszla zapchana,
po tyle walili do środka. Upominała ich bez przerwy. Pani, co to za czasy, żeby
babcia klozetowa musiała ludzi kultury uczyć? - narzeka.
Autorzy: Izabela Meyza, Witold Szabłowski
Tytuł: Nasz mały PRL
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz