piątek, 11 lutego 2011

Bosonodzy lekarze i trzynastoletni inżynierowie

Dzieci włączono bardzo wcześnie do systemu produkcji. Jugosławiański film dokumentalny, nakręcony w Demokratycznej Kampuczy w 1978 roku, wywołał na świecie zgodny chór protestów. W ujęciach z fabryk widać było dziesięciolatków wspinających się na stołki, aby móc obsługiwać maszyny.
(…) To, że dzieci musiały pracować, nie oburzało tak bardzo Kambodżan jak ludzi z Zachodu. Kambodża była wtedy, podobnie jak teraz, w 90 procentach społeczeństwem wiejskim, gdzie dominują małe gospodarstwa. Od dzieci oczekuje się pomocy w codziennej pracy. A zatem jeżdżąc po prowincji, widzi się dzieci, które noszą wodę, pasą krowy, albo zbierają ryż. Krok z pola do fabryki w kambodżańskiej świadomości nie jest zbyt duży.
Przykładem wiary w dziecięcy potencjał był Instytut Kształcenia Naukowego i Informacji. Kształcono w nim dzieci na inżynierów. Pierwszych sześć miesięcy poświęcano na nauczanie podstaw matematyki i fizyki. Potem następowało po kolei sześć miesięcy praktyki, sześć miesięcy pracy w kolektywie i sześć miesięcy pracy w fabryce. Następnie półtora roku studiów i jeszcze jeden rok w fabryce. Proces kształcenia kończył się półtorarocznym kursem teorii.
Dzięki temu rewolucyjnemu podejściu cała edukacja miała trwać sześć lat. Uczniowie, którzy zaczynali jako siedmiolatki, mieli być zatem gotowymi inżynierami w wieku lat trzynastu. 
Ta sama zasada dotyczyła tak zwanych bosonogich lekarzy, których kształciła Organizacja. Młode kobiety i mężczyźni, często dzieci, odbywali przyspieszony kurs medycyny. W Demokratycznej Kampuczy dotkliwie brakowało lekarstw i małoletni doktorzy często musieli sięgać po medycynę ludową. Między innymi po mleczko kokosowe, stosowane jako lek uniwersalny. Zdarzało się nawet, że wstrzykiwano je chorym, z pożałowania godnym rezultatem.


Tytuł: Uśmiech Pol Pota
Autor: Peter Fröberg Idling

[Baśń o helikopterze]

Któregoś dnia Czerwoni Khmerzy znaleźli kilka porzuconych amerykańskich helikopterów. Nikt nie wiedział, jak się je obsługuje, bo wszyscy piloci pracowali na polach ryżowych.
To nic, powiedzieli partyjniacy. Rewolucja nauczy nas latać.
Jeden po drugim próbowali uruchomić helikopter, ale bez rezultatu. Płaty śmigła pozostawały nieruchome.
W końcu najbystrzejszemu z nich udało się wykombinować, co trzeba zrobić. Śmigłowiec wzbił się w powietrze z młodym człowiekiem przy drążkach.
Latanie to żadna sztuka, wołał do swoich towarzyszy na ziemi. Ci nagrodzili owacjami jego rewolucyjną postawę.
Polatawszy trochę, młody mężczyzna postanowił wylądować. To okazał się trudniejsze. Jakkolwiek regulował pokrętłami i ciągnął za drążki, maszyna wciąż chciała się tylko wznosić. Kiedy paliwo się skończyło, śmigłowiec zanurkował i rozbił się o ziemię.
Pozostali towarzysze odbyli naradę. Postanowili ściągnąć z pól ryżowych jakiegoś pilota, który by im pokazał, jak się startuje i ląduje.
Po pewnym czasie znaleziono pilota. Powiedział, że chętnie nauczy partyjniaków, czego trzeba. Posadzili go u steru i stanęli kręgiem wokół helikoptera.
Popatrzcie, tak się robi, towarzysze, powiedział pilot i uruchomił maszynę. Potem wzbił się pod niebo, wybrał kurs na Tajlandię i tyle go widzieli.


Tytuł: Uśmiech Pol Pota
Autor: Peter Fröberg Idling

[Baśń o stalowym pręcie]

Pewien chłopiec został adoptowany przez naczelnika kolektywu. Ten chłopiec miał dwanaście lat i był sierotą. W kolektywie dostał jedzenie, ubranie i rower.
Naczelnik pytał czasami chłopca, w obecności innych członków kolektywu: „Kochasz swoją klasę? Kochasz swój naród? Kochasz Organizację? Miałbyś odwagę zmiażdżyć wroga?”.
Chłopiec odpowiadał na każde pytanie, że tak, a jego opiekun kiwał z uznaniem głową.
Któregoś dnia naczelnik przyszedł do chłopca. Wziął go ze sobą na skraj wsi. Tam czekał żołnierz z więźniem. Więzień miał ręce związane na plecach i klęczał. Wychudzony i brudny.
Naczelnik zwrócił się do chłopca, mówiąc: „Masz przed sobą wroga. To on zamordował twoich rodziców”.
Chłopiec nie ważył się nawet drgnąć. Wbił wzrok w ziemię.
Naczelnik powiedział: „Jeżeli nie masz odwagi zabić wroga stojącego przed tobą, to dlatego, że sam jesteś wrogiem. Sprzeciwiasz się Organizacji”.
Chłopiec zrobił wtedy krok naprzód i wymierzył więźniowi policzek. Potem zdjął jeden sandał i bił więźnia po twarzy, aż ten zalał się krwią.
Nazajutrz naczelnik znów przyszedł po chłopca. Znowu stanęli przed związanym więźniem.
Naczelnik wręczył chłopcu stalowy pręt długości metra i powiedział: „Jeżeli nie masz odwagi go zabić, to sam jesteś wrogiem Organizacji”.
Wtedy chłopiec zatłukł więźnia.
Odtąd naczelnik zabierał chłopca prawie co dzień. To był czas, kiedy wielu aresztowano.
Czasem, kiedy chłopiec się nudził, sam szedł do naczelnika i pytał, czy nie przybył jakiś nowy więzień.

Tytuł: Uśmiech Pol Pota
Autor: Peter Fröberg Idling